poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział 36 - Nigdy nie miałem rodziny


- Zayn w środku?
- To chyba nie najlepszy...
- Czemu już idziesz? To twój brat. Posiedź z nami.
- Babciu...
- Tak się za wami stęskniłam. Przepraszam, wybacz mi kochanie. - przybliża się i przytula mnie nadal nie dając mi dojść do słowa.
- Zayna nie ma.
- Co? Jak to nie ma? - nagle otwierają się drzwi od domu, z którego wychodzi masa ludzi. Gdy wszyscy wychodzą, Harry trzaska drzwiami. Najwyraźniej ich wygonił. Babcia jest przerażona.
- Co się dzieje?! - ludzie nie zwracają na niej zbyt wielkiej uwagi i każdy się rozchodzi. Słyszę jak każdy mówi coś w typie ''ale beznadzieja'', ''i po co były mu te prochy'', ''Zayn to cienias''. - [t.i] wyjaśnij mi co tu się dzieje. - nie wiedziałam co jej powiedzieć. Babcia idzie w kierunku drzwi. O nie, nie, nie, nie, nie.
- Babciu! Przestań! - krzyczę gdy łapie za klamkę.
- O co ci chodzi? Chwila... Ty coś wiesz.
- Nie wchodź tam proszę. - drzwi są zamknięte. Babcia nimi szarpie aż w końcu Harry je otwiera. Minę ma spokojną, opanowaną i poważną.

 Patrzy się na nas z zapytaniem. Babcia odzywa się dopiero po chwili:
- Co żeś zrobił z Zaynem?! - Harry z niej drwi.
- Co ja zrobiłem?
- Co zrobiłeś mojemu wnukowi?!
- Ma pani na myśli zostawianie go samego na ponad miesiąc?
- Jest już dorosły.
- To, że jest pełnoletni, nie oznacza wcale, że jest dorosły. Jeśli nie umie się pani zająć własnym wnukiem, to niech nie zrzuca pani całej winy na jego przyjaciołach, którzy chcą mu pomóc. Do widzenia. - Harry zamyka za sobą drzwi.
 Wow. Ale jej powiedział. Że ten on zna takie słownictwo? Mam na myśli, że takie porządne, dorosłe.
- Co za gówniarz! - krzyczy starsza kobieta.
- Babciu opanuj się. Ma świętą racje, zostawiłaś nas i nie obchodziło cie co się z nami dzieje. My też potrzebujemy troski. Jadę do domu.

- Hallo, dziadek?
- Hallo.
- O, hej! Słuchaj.. mógłbyś powiedzieć tacie, że chciałabym zostać na noc?
- Nie dziś, [t.i]. Ja muszę jechać do wujka Emila.
- Emila?! Co? Po co do niego?
- Jest w szpitalu. Muszę tam jechać. 
- Co mu jest?
- Chyba ma wylew. Nie wiem [t.i], muszę jechać.
- A nie możesz mnie zabrać?
- [t.i] daj mi spokój. Wróć do domu. Mam parę spraw do pozałatwiania. Miłego dnia.
- Cześć. - rozłączam się. Jeju... czemu akurat dziś wujek musiał zachorować? Czemu w ogóle musiał? To mój ukochany wujek. Szkoda, że mieszka dość daleko. Dziadek pewnie szybko nie wróci.

Dochodzi 16:00 ... tata jest w domu.
Mogłabym w sumie wyjść przez okno i poczekać na niego przed domem, ale co bym mu powiedziała? ''nie wejdziemy do środka, bo mój ojciec tam jest i nie chce cie widzieć''? Nie wiem co mam robić.

Dzwonek do drzwi się odezwał. Wiem, że to on. Wkulam się w kołdrę na swoim łóżku nie chcąc wiedzieć co się zaraz stanie.

- Dzień dobry, jest [t.i]?
- Nie, nie ma jej.
- Ahh.. a wie pan może gdzie jest?
- Nie, nie wiem. I nie przychodź tu więcej smarkaczu.
- Spokojnie, po co te nerwy?
- Idź mi stąd powiedziałem!
- Niech pan się uspokoi mówię!
- Myślisz, że ja nie wiem kim ty jesteś co?
- Słucham? - Słyszę ich rozmowę słabiutko. Jezu... co się dzieje. Idę w stronę drzwi i przykładam do nich ucho.
- Jeśli szukasz jednorazowej sztuki, to nie tutaj mój drogi. A teraz won z mojego mieszkania!
- Jest pan pewien, że jej tu nie ma?
- Tak, jestem pewien. - rozmowa trochę się zaostrza. Mój ojczym zaczyna lekko wypychać loczka.
- Ale niech pan mnie nie dotyka, tak?
- Słuchaj gówniarzu, liczę do trzech i cie tu nie ma.
- Śmiało.
- 1....2....
- Trzy. Nadal tu stoję. - tata wpada w panikę. Harry ustępuje. Nie dlatego, że się boi, ale z dobrego wychowania. Haha, on i dobre wychowanie. Nie mówię tego dosłownie. Chyba chodzi o to, że nie zbije mi ojca, prawda? - Do widzenia. - drzwi się zamykają. O nie... idzie tu. Szybko wskakuję na łóżko i chowam się pod kołdrą.
- Mówiłem, że jeszcze raz go tu przyprowadzisz!!!
- Tato, przepraszam! Nie bij mnie, proszę!
- Chcesz mieć problemy mała gówniaro?! - nie odzywam się. Boję się. - Pytam się! Chcesz?!
- Nie, nie tato. - łkam. Znowu to robi. Uderza mnie mocno, parę razy.
- Zabieram ci kieszonkowe. Nie będziesz miała tak dobrze. I nie widzę go tutaj więcej!
- Dobrze tato. - ledwo to wypowiadam. Płaczę, z wargi leci mi krew. Wychodzi z pokoju. Jezu... ja już tak nie mogę.

                                                                        ***
- Zayn martwię się o warunki w jakich ona żyje.
- Ale o czym ty mówisz?
- Byłem tam, już drugi raz.
- I?
- Wasz ojciec wydaje się agresywny.
- Nie, nie, coś ty. [t.i] powiedziałaby mi jeśli miałaby jakiś problem. Pytałem ją parę razy, mówiła, że jest ok. Gdzie to kupiłeś?
- Otworzyli nową budkę z kebabami, niedaleko szkoły.
                                                                        ***

____________________________________________________________

Chat z Liam Payne

 - Cześć [t.i]! Moglibyśmy się spotkać?

                                                                             - Liam! Hej:) Kiedy?

- Masz dziś czas?

                                                                            - Może uda mi się wymsknąć. Coś ważnego?

- Wszystko ci opowiem. Kawiarnia w galerii?

                                                                             - 18?

- Tak. Do zobaczenia:)

                                                                              - Cześć x

______________________________________________________________

Ten człowiek jednak potrafi poprawić mi humor. W sumie... nie mam zbytnio ochoty by tam iść, ale chyba lepiej jeśli z nim pogadam. Dawno się nie widzieliśmy. Wymknę się przez okno.

Liam już siedzi przy stoliku, widzę, że jest poddenerwowany.
- Hej.
- Oo, [t.i], cześć. - od razu wstaje i wita mnie z uśmiechem.
- Cześć. - odwzajemniam to po czym siadamy. - To... co takiego ważnego chciałeś mi powiedzieć? - jego mina się zmienia. Znów wraca do poprzedniej, już nie jest uśmiechniętym chłopcem. - Liam? Zamartwiasz się czymś?
- Wiem, że wyda ci się to głupie...
- Jezu, no mów.
- Przyjeżdża do mnie siostra.
- Co? Przecież ty... Nie mówiłeś mi, że masz rodzeństwo!
- Ze stanów. - dodaje.
- Słucham?! Ze stanów?
- Tak.
- Jeju, to świetnie!
- Nie, to nie świetnie.
- Jak to?
- Nigdy nie miałem rodziny. Nie wiem jak to być blisko kogoś. Poza tym nie znam jej.
- Skąd wiesz, że to twoja siostra?
- Znalazła jakieś papiery, nie wiem.
- Mówi po polsku?
- Tak.
- Liam, to super! W końcu będziesz miał kogoś bliskiego.
- Boję się tego spotkania. Nie chcę.
- Przesadzasz.
- A co jeśli będzie chciała mnie tam zabrać albo coś? Może ma jakąś sprawę? Tak bez powodu przylatuje?
- Jesteś idiotą. Ten powód to ty.
- Wątpię w to. Nie ufam ludziom. Nie po tym co przeżyłem.
- Co przeżyłeś?
- W domu dziecka nie miałem zbyt dobrze.
- Nigdy mi o tym nie opowiadałeś, Liam.
- Nie muszę. Każdy ma jakieś wspomnienia , które zawsze będzie rozpamiętywać i które będą go gryźć.
- Nie chcę cie zmuszać. Chodzi o to, żebyś wiedział, że mi możesz wszystko powiedzieć.
- Jako tobie jedynej powiedziałem o Danielle. Mam do ciebie zaufanie, ale nie 100%.
- Oj no przestań.
- Taka prawda [t.i]. Nie potrafię po prostu.
- A właśnie... Co u Danielle?
- Nic.
- Jak to?
- Nic, po prostu.
- Ale...
- Nie zwraca na mnie uwagi, nigdy nie zwracała i najwidoczniej nie zamierza.
- Liam ja..
- Nie przepraszaj. Wiem, że chcesz dobrze. Ale po prostu ja już sobie przyswoiłem tą wiadomość. Lepiej mów jak tam z Harrym. - no w końcu się uśmiecha! Ekstra.. temat o Harrym...
- Z Harrym...
- Z Harrym.
- Byłam z nim na zakupach, potem powiedział, że przyjdzie do mnie. Ale... nie mogłam mu otworzyć. Wystawiłam go 2 razy.
- Co?
- No tak. Zwaliłam.
- Chwile... ''ale nie mogłam mu otworzyć''? Co?
- Nie ważne.
- O co chodzi? Jak to nie mogłaś mu otworzyć, nie rozumiem.
- Liam to skomplikowane.
- No mów.
- Jak sam mówiłeś, każdy ma coś co będzie go gryźć. tego akurat też nie chcę tobie wydać.
- Powiem ci wszystko tylko powiedz co się dzieje. [t.i] to brzmi dziwnie...
- Nie, Liam.
- Hmm... masz ''wstręt'' do chłopaków? Jakiś coś ci kiedyś zrobił? Powiedz mi tylko który...
- Liam. - przerywam, a on przestaje mówić. Nie, nie ma mowy, że powiem mu o ojcu. - Liam, przestań.
- Dobra... opowiem ci wszystko.
- Słucham?
- Nie masz do mnie zaufania. Wiem, że coś złego się dzieje, a ty nie chcesz mi o tym powiedzieć. Więc może ja zacznę. - poprawiam się na krześle i wpatruję się w jego oczy przygotowując się na dramatyczną historie małego chłopca z domu dziecka - A więc... miałem około chyba 9 lat. Byłem już przyzwyczajony do domu dziecka. W sumie było mi tam nawet dobrze, miałem sporo znajomych. Dopóki nie zjawił się on... - na chwilkę się zatrzymuje.
- On?
- On. Na imię mu było James. - James?! Jezu... James! Ciekawe co zrobił... Dalej się wsłuchuję gdy Liam powraca do opowiadania